„Czuję się prowadzony ręką Boga” – powyższe słowa padły z ust o. Serafina Niedbały OFM w jednej z ostatnich jego wypowiedzi. Spośród braci, którzy zostali zapamiętani jako gorliwi duszpasterze parafialni, nie sposób pominąć właśnie jego, wieloletniego proboszcza w Chorzowie i w Jarocinie. Był nie tylko duszpasterzem, ale przede wszystkim, człowiekiem głębokiej duchowości co sprawiło, że do dzisiaj żyje jego pamięć. W 2024 r. młodzi ludzie z Jarocina, którzy go osobiście już nie znali, ale zetknęli się z jego legendą, zrealizowali ciekawy film fabularyzowano-dokumentalny upamiętniający jego osobę.
Ignacy Niedbała urodził się 31 stycznia 1921 r. w Suchym Lesie w parafii Stary Gród koło Krotoszyna w rodzinie Andrzeja i Franciszki Minta. Miał troje rodzeństwa: Stanisława, Jana i Zofię. Po ukończeniu szkoły podstawowej rozpoczął naukę w Kolegium Serafickim w Kobylinie, gdzie uczył się do 1939 r. Młodego człowieka dobrze charakteryzują stwierdzenia z relacji napisanej we Wrocławiu w czasie, kiedy przygotowywał się do eksternistycznej matury: „Pobożność przykładna, powołanie – niewątpliwe, zachowanie się – przykładne, umiłowanie porządku – bardzo dobre, delikatność w obejściu, zmysł estetyczny, zdolności fotograficzne” (o. Ambroży Lubik OFM, prefekt studiów).
Kiedy w sierpniu 1939 r. wstąpił do nowicjatu w Wieluniu, zapewne nie spodziewał się, że tak szybko wojna pokrzyżuje jego plany. Krótko, bo zaledwie tydzień po obłóczynach brat Serafin, bo takie otrzymał imię, musiał zdjąć habit zakonny i uchodzić wraz z innymi z Wielunia. Dotarł na piechotę w okolice Radomia. Kiedy po zakończeniu kampanii wrześniowej powrócił do Wielunia zastał klasztor zamknięty przez Niemców. Początkowo więc podjął pracę w charakterze praktykanta gospodarskiego w majątku rolnym w Niedzielaku licząc na szybkie wznowienie nowicjatu. Kiedy okazało się to niemożliwe, w 1941 r. znalazł posadę w rodzinnych stronach, w majątku w Kuklinowie, gdzie znalazł zajęcie w warsztacie kołodziejskim oraz jako goniec majątkowy. Tuż po wojnie został zatrudniony przez Inspektorat Szkolny w Krotoszynie jako nauczyciel w Kuklinowie, Wyganowie i Zalesiu.
Po zakończeniu wojny nowa władza powołała go do odbycia służby wojskowej i takim sposobem cały kolejny rok od czerwca 1945 r. do maja 1946 r. spędził w Szkole Oficerów Piechoty w Inowrocławiu. Wojsko opuścił w stopniu kaprala.
Wreszcie, 2 lipca 1946 r. rozpoczął po raz drugi nowicjat, tym razem w Katowicach-Panewnikach. Po jego ukończeniu, w latach 1946-1947 studiował w Wyższym Seminarium Franciszkanów we Wrocławiu, w latach 1948-1949 r. we Wronkach, a następnie w Katowicach-Panewnikach. Studiując we Wrocławiu uczęszczał także na wstępny rok studium przy Politechnice Wrocławskiej. W czerwcu 1948 r. zdał eksternistyczny egzamin dojrzałości. Po ukończeniu studiów seminaryjnych 24 czerwca 1951 r. przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa Herberta Bednorza.
Po święceniach pracował przez jeden rok jako katecheta w Katowicach-Panewnikach, a w latach 1952-1959 był tam wikariuszem parafialnym. W latach 1959-1965 pełnił posługę proboszcza parafii przyklasztornej w Chorzowie-Klimzowcu. Tam rozwinął w całej pełni swój talent duszpasterski. Z tego okresu został zapamiętany ciekawy epizod, który odbił się echem w prasie ogólnopolskiej, gdyż był wielokrotnie opisywany jako kronikarska ciekawostka. Otóż w 1961 r. w ogrodzie chorzowskiego klasztoru znalazła się foka, która jakimś sposobem przez dziurawy płot wydostała się z chorzowskiego ZOO. Nie było jeszcze wielkiego blokowiska na osiedlu 1000-lecia i swobodnie dotarła pod sam klasztor. Problem był w tym, że przez dłuższy czas w żaden sposób nie dawała się dać złapać ani nie chciała opuścić tego miejsca. W gazetach pojawiły się liczne relacje z Chorzowa i wypowiedzi o. Serafina, który udzielał okolicznościowych wywiadów. Jeden z tytułów brzmiał: „Foka wstąpiła do klasztoru.”
W 1965 r. wybrano o. Serafina gwardianem i rektorem ośrodka duszpasterskiego w Jarocinie. W latach 1971-1974 pełnił ponadto urząd definitora prowincji. Gdy w 1976 r. rozpoczęto budowę kościoła i klasztoru w Jarocinie, ojciec Serafin brał aktywny udział w powstawaniu nowego obiektu. Pamiętał jednak, że jego głównym zadaniem jest duszpasterzowanie.
Był bardzo dobrym, gorliwym, wyrozumiałym, pełnym miłości do bliźnich, duszpasterzem. Właśnie za to lubiły go dzieci, młodzież i dorośli. Znany był powszechnie w Jarocinie. To sprawiło, że został kandydatem na „Jarocinianina Roku”. Wtedy w wywiadzie dla „Gazety Jarocińskiej” (nr 17(135) z 30 kwietnia 1993 r.) w odpowiedzi na pytanie o to, co sądzi o swojej kandydaturze na „Jarocinianina Roku” wypowiedział słowa, które, jak się wydaje, najlepiej charakteryzują jego sylwetkę. Powiedział wtedy: „Nie czuję się powołany do stawania na piedestale. W życiu zawsze kierowałem się pracą i obowiązkami. Jakim kosztem – to już inna sprawa. To właśnie jest ważne dla dobra wspólnoty i tego, żeby parafia stała się rodziną. Abyśmy pomagali sobie wzajemnie, abyśmy siebie zauważali nie tylko w laurach, ale w tej nędzy i biedzie. Kieruje mną zawsze współczucie i chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi. To tylko jest ważne…”. Po chwili zadumy ojciec Serafin Niedbała uśmiechnął się tajemniczo i mówił: „Życie moje jest wdzięcznością Bogu. To jest nadrzędna idea. Kapłaństwo jest święte, a człowiek może być różny. Tego się trzymam i to mnie raduje. Sens i cel życia – być świętym… Zawsze chciałbym widzieć dobro drugiego człowieka”.
W 1978 r. ks. Prymas Stefan kard. Wyszyński mianował o. Serafina proboszczem parafii przyklasztornej. Kiedy zaś katecheza wróciła do szkół bez najmniejszego problemu, będąc już siedemdziesięciolatkiem, podjął pracę w szkole jako katecheta i doskonale znalazł się w tym środowisku. Ojca Serafina, wszędzie, gdzie się pojawił, od razu otaczał tłum ludzi – zwłaszcza dzieci. Był niezwykle popularny. Na stanowisku proboszcza pracował aż do swojej śmierci.
O. Serafin zmarł 12 grudnia 1995 r. w szpitalu w Jarocinie. Przeżył 74 lata, w zakonie 49, w kapłaństwie 44. Jego pogrzeb był prawdziwą manifestacją przywiązania wiernych do swego pasterza. Jedna z ulic w Jarocinie nosi jego imię.
W jednym ze wspomnień ktoś napisał: „Był jednym z budowniczych kościoła pod wezwaniem św. Antoniego z Padwy w Jarocinie, ale zapamiętany został głównie dlatego, że zbudował coś znacznie cenniejszego: wspólnotę.”
Ktoś inny jego posługę podsumował takimi słowami: „… niezliczona ilość poruszających kazań, rzesze dzieci przygotowanych do przyjęcia sakramentów pierwszej komunii i bierzmowania, godziny spędzone w sali lekcyjnej i konfesjonale, wiele pobłogosławionych związków małżeńskich. Ale ojciec Serafin to także tony cukierków rozdanych z rękawa, lawiny rozmów – nie tylko o Bogu, cały szereg relacji, które narodziły się dzięki niemu a niektóre trwają do dziś.”
o. Ezdrasz Biesok OFM
p