W dzieje panewnickiej bazyliki wpisany jest mało znany epizod z okresu wojny. Decyzją władz kurialnych, miały ulec zatarciu wszelkie ślady polskości, głównie polskie inskrypcje, zarówno na ścianach jak i innych sprzętach kościelnych, szczególnie chorągwiach i sztandarach. Wszystkie przetrwały tylko dzięki odwadze kościelnego, który postanowił rozkazu prześwietnej kurii nie wykonać. Był to brat Paschalis Glenc. Oto co kryją na jego temat archiwalne zapiski.
Anton Glenz urodził się 26 maja 1901 r. w Bottrop koło Recklinghausen w Westfalii, w diecezji Paderborn, w górniczej rodzinie Jana i Karoliny Mucha. Rodzice przebywali tam jako emigranci zarobkowi. Został ochrzczony w miejscowej parafii św. Cyriaka. W 1907 r. rodzina osiadła w Zawadzie koło Orzesza, skąd pochodziła matka. Odtąd, na dokumentach jego dane są spolszczone – Antoni Glenc. Jakiś czas rodzina mieszkała także w Pszowie, bo tam przystąpił do pierwszej komunii świętej i tam został bierzmowany przez biskupa pomocniczego z Wrocławia Karla Augustina.
W latach 1918-21 Antoni uczył się w zawodzie siodlarz-tapicer i zdał egzamin czeladniczy w Gliwicach. Podjął pracę jako czeladnik w Raciborzu i Chorzowie. Tam zaangażował się w społeczną działalność katolickiego, niemieckiego stowarzyszenia „Kolpingsverein”, które wystawiło mu wzorowe świadectwo religijności. Wstąpił też w 1922 r. do III Zakonu przy parafii św. Barbary.
W 1923 r. postanowił wstąpić do pierwszego zakonu. Przyjęty przez o. Kolumbana Sobotę, przez pierwsze dwa lata był kandydatem w Rybniku, gdzie pomagał przy budowie pierwszego kościoła przerabianego ze starej dworskiej stodoły. 26 kwietnia 1925 r. przyjął habit tercjarski i odtąd był kościelnym w Panewnikach. 28 kwietnia 1927 r. rozpoczął nowicjat pierwszego zakonu w Wieluniu pod imieniem brat Paschalis. Nowicjat zakłócił mu szczególnie ciężki przypadek rwy kulszowej. Przeleżał kilka tygodni w szpitalu u szarytek. Odtąd choroby i wypadki będą mu towarzyszyły całe życie.
Tymczasem, 19 maja 1928 r. złożył profesję na ręce o. Michała Porady. Po nowicjacie znowu wrócił do Panewnik jako kościelny. Tutaj, 2 maja 1931 r. złożył profesję wieczystą na ręce gwardiana o. Grzegorza Moczygęby. W latach 1932-33 był we Wronkach jako kwestarz, a w latach 1933-35 w Pakości jako kościelny, furtian i kucharz. W 1935 r. znowu wrócił do Panewnik jako kościelny. Niestety, zaraz po przybyciu, w Wielkim Tygodniu, odkurzając ołtarz św. Franciszka spadł z dużej wysokości na skutek źle ustawionej drabiny. Połamany leżał u bonifratrów w Bogucicach.
Przez cały okres przedwojenny, niezależnie od stałych obowiązków, pomagał w klasztornej piekarni i w wydawnictwie. Co roku też, na jesień chodził na kwestę, która trwała dwa miesiące, tzw. sezon na ziemniaki i jajka, a następnie jeszcze raz w styczniu, tzw. sezon zbożowy.
W Panewnikach zastała go wojna. W 1940 r. wikariusz generalny diecezji katowickiej ks. Woznitza, w swej gorliwości, nakazał zlikwidować wszelkie polskie inskrypcje w kościołach. Także wszystkie chorągwie kościelne miały być przekazane do kurii na przeróbkę. Proboszcz, o. Michał Porada czując niezręczność sytuacji polecił kościelnemu, licząc na jego spryt – zrób to jakoś. Brat Paschalis długo zwlekał. Najpierw wysłał ojca organisty, pana Pinkawę, aby rozeznał jak to się w kurii odbywa. Ten zauważył, że jest tam ogólny bałagan i nikt tego nie kontroluje. Wszystko rzucają w nieładzie, a nadzorujący Niemiec powtarza tylko jedną komendę – wszystko na kupę. Widząc to, br. Paschalis nikomu nic nie mówiąc, spakował chorągwie i sztandary, ich drzewce porozkręcał i wszystko wyniósł do górnego oratorium (dzisiaj salka infirmerii) gdzie był magazyn rzeczy zbędnych. Klasztor już bowiem przygotowywano na przyjęcie wysiedleńców z Besarabii. Następnie drzwi te zamurowano, a pytającym odpowiadano, że tam już jest ściana kościoła. Jeśli chodzi o polskie napisy w kościele to brat powymyślał różne wstęgi i malunki, które jedynie pozasłaniały to co miały zasłonić. Paradoksalnie, instrukcje jak to wszystko trzeba zrobić, przekazał komendant niemieckiej policji, który jako porządny katolik z Bawarii, był częstym gościem klasztoru i osobiście doradzał i ostrzegał przed różnymi kontrolami.
Brat kościelny wszelako nie miał spokoju. W 1943 roku, 29 września, został powołany do Wehrmachtu i brązowy habit musiał zamienić na mundur w kolorze feldgrau. Najpierw przebywał w Sieradzu, a od stycznia 1944 r. został skierowany na front bałkański. Z końcem wojny został wzięty do niewoli komunistycznej partyzantki słynnego Josipa Broz, który nosił pseudonim „Tito”, gdzie był trzy miesiące. Wystarczyło jednak, żeby zachorować na dur brzuszny, na skutek fatalnych warunków higienicznych. Tam zastał go koniec wojny i w czerwcu 1945 r. przez Węgry i Słowację wrócił do Panewnik. Przedzierał się dwa tygodnie na różne możliwe sposoby.
Po wojnie w latach 1946-57 był furtianem Rybniku. W 1949 r. przeszedł ciężką operację w szpitalu hutniczym w Chorzowie na chorobę Gravesa-Basedowa. W latach 1957-68 był w Wejherowie, także jako furtian. W międzyczasie przeżył ciężki wypadek samochodowy pod Raciborzem. Długo leżał ze złamanym obojczykiem w Rybniku. W 1963 r. wystąpił u niego silny krwotok. Leżał hospitalizowany w Gdyni. Następnie pojawiła się cukrzyca. Tym razem poznał szpital akademii medycznej w Gdańsku. Kolejne operacje dotyczyły nerki i prostaty. W latach 1967-68 przebywał w Bytomiu. Tam też leżał w szpitalu. Od 1968 r. ostatecznie osiadł w Panewnikach. Nie obyło się bez szpitala, tym razem kolejowego. Przyczyną była żółtaczka. Uwieńczeniem było skomplikowane złamanie ręki na skutek upadku w celi zakonnej. Tym razem leczył go szpital w Szopienicach.
Brat Paschalis zmarł w klasztorze panewnickim 8 sierpnia 1980 r. Żył 79 lat, w zakonie 56. pochowany został na miejscowym cmentarzu.
W przedwojennej książeczce wojskowej znajdujemy jego rysopis: wzrost 164, szatyn, oczy siwe, brwi ciemne, nos prosty, twarz okrągła, znaków szczególnych brak.
o. Ezdrasz Biesok OFM