Na murze kościoła parafialnego w Zielonej Wsi koło Rawicza znajduje się pamiątkowa tablica upamiętniająca o. Fortunata Hupę, franciszkanina. Oto dlaczego zasłużył na pamięć.
Wiktor Hupa urodził się 19 października 1912 r. w Zawadach koło Rawicza jako syn Kaspra i Katarzyny z domu Żurek. Został ochrzczony i bierzmowany w swoim kościele parafialnym w Zielonej Wsi. Rodzina była wielodzietna i także jeden z jego starszych braci Jan, późniejszy br. Gabriel Hupa był franciszkaninem. Wiktor już we wczesnej młodości wybrał drogę powołania i podjął naukę w kolegium serafickim w Rybniku. Po ukończeniu V klasy wstąpił do nowicjatu 25 września 1930 r. w Wieluniu gdzie otrzymał imię zakonne brat Fortunat. Po upływie roku, 28 września 1931 r. tamże złożył profesję czasową na ręce prowincjała o. Augustyna Gabora. Po ukończeniu nowicjatu wraz z innymi braćmi przeszedł do klasztoru w Osiecznej gdzie najpierw uzupełniał szkołę średnią a następnie odbywał studium filozofii (1931-1934). Teologię studiował we Wronkach w latach 1934-1938 i tam też złożył profesję wieczystą 28 września 1934 r. Jeszcze przed ukończeniem studiów otrzymał święcenia prezbiteratu 26 września 1937 r. z rąk biskupa Walentego Dymka. Musiał w tym celu otrzymać najpierw dyspensę Stolicy Apostolskiej od wymaganych lat studiów. Swoją mszę świętą prymicyjną odprawił 28 września w swoim kościele parafialnym w Zielonej Wsi. Jako osobę szczególnie zdolną i pilną od razu po zakończeniu cyklu teologicznego w 1938 r. skierowano na dalsze studia specjalistyczne do katolickiego uniwersytetu w Louvaine w Belgii. Tam też zastał go wybuch wojny.
Tym samym kończył się dla niego czas spokojnych studiów. Po zakończeniu kampanii w Polsce cały impet armii niemieckiej ruszył niebawem właśnie w kierunku Belgii. O. Fortunat nie czekał na aresztowanie lecz niezwłocznie udał się do sąsiedniej Francji aby zaciągnąć się do na nowo organizowanej polskiej armii. Przybył tam już 15 maja 1940 r. i został przyjęty do wojska 14 czerwca 1940 r. po czym od razu został odkomenderowany do polskiej podchorążówki w Coetquidan koło Guer w Bretanii, dowodzonej przez generała Stanisława Maczka. Został tam przyjęty jako kapelan wojskowy w stopniu majora. Na skutej klęski Francji, gdy zapadła decyzja o ewakuacji wojska na wyspy brytyjskie, wraz z innymi 19 czerwca 1940 r. zaokrętował się w La Rochelle nad zatoką Biskajską i 22 czerwca 1940 r. przybył do Plymouth w Wielkiej Brytanii, a następnie do Szkocji gdzie formowała się wielka polska dywizja pancerna. Tam też początkowo pełnił funkcję kapelana w byłym I Pułku Rozpoznawczym I Dywizji Grenadierów. Pełnił w tym czasie także jakąś misję w Portugalii, na terenie której wojska alianckie miały swoje bazy. O tym pobycie nie mamy jednak bliższych informacji.
W liście kwalifikacyjnym z tego okresu czytamy: Wyróżnia się głęboką wiedzą i inteligencją, jest skromny i pogodny. Wykazuje wielką troskę o żołnierzy. Dbały w wykonywaniu swych obowiązków. Posiada wpływ i autorytet. Jest bardzo lojalny (…) posiada szczególny dar łączenia wszystkich wymagań służby z najlepszą formą koleżeństwa.
Nie było mu obojętne to co się dzieje w tym czasie w Polsce. Zachowała się kartka pocztowa jeszcze z grudnia 1939 r. do o. Teofila Zawiei z prośbą o jakiekolwiek informacje o współbraciach. Także później, gdy już nawiązał kontakt z tymi braćmi którzy również znaleźli się na zachodzie, z ojcami: Marcinem Szawerną, Fabianem Waculikiem i Rafałem Grządzielem, którzy jak i on byli kapelanami w armii Andersa, wymieniał się z nimi informacjami o prowincji zakonnej. Podejmował próbę szukania przez międzynarodowy czerwony krzyż o. prowincjała Antoniego Galikowskiego, którego wybuch wojny zastał na kresach wschodnich i nikt w prowincji wówczas nie wiedział gdzie przebywa i co się z nim dzieje.
W czasie pobytu w Szkocji utrzymywał kontakt z miejscową prowincją franciszkanów i jako adres kontaktowy na wypadek śmierci podał: The Friary Cumberland Street Glasgow C-5. Bardzo szybko odnalazł tam też o. Karola Bika, proboszcza panewnickiego, który uchodząc z okupowanej Polski też zaciągnął się do wojska lecz niestety wkrótce tam zmarł.
Podczas przygotowań do inwazji na Normandię, 8 lutego 1944 r. przeniesiono go jako kapelana do III Brygady Strzelców Pancernych pułkownika Franciszka Skibińskiego, która wchodziła w skład I Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka z przydziałem do IX Batalionu Strzelców Flandryjskich podpułkownika Zdzisława Szydłowskiego. Ten ostatni już pośmiertnie napisał o franciszkańskim kapelanie: Przepiękny typ żołnierza i sługi Bożego. Stale w I linii. Dbał zarówno o potrzeby duszy jak i ciała żołnierza. Już za życia stworzył sobie czynami legendę prawdziwego bohaterstwa.
Jeden zaś z towarzyszy broni młodego kapelana zapisał o nim, że …zdołał zdobyć sobie legendarną miłość żołnierzy bo był z nimi wszędzie, w najgorętszej bitwie i na postoju, w marszu i na placówkach. Organizował dla nich zaopatrzenie, chodził do intendentury, sam przynosił żołnierzom to czego im było brak. A w bitwie, w najgorętszych chwilach pod ogniem, ten nieustraszony kapłan udzielał konającym ostatnich sakramentów lub pocieszał i opatrywał rannych. Doskonale odczuwał i rozumiał żołnierza, dla każdego miał dobre słowo i uśmiech i każdy też darzył go uśmiechem.
Według pewnego świadectwa nosił zawsze na piersiach skórzaną torbę z Najświętszym Sakramentem i Świętymi Olejami.
W czasie operacji wojskowej, w bitwie pod Falaise (7-21 sierpnia 1944 r.) w ramach akcji Overlord, która miała otworzyć aliantom wyjście na linię Sekwany, jego dywizja brała udział w zdobywaniu wzgórza Mont Ormel (Maczuga). W toku tej bitwy otoczone oddziały niemieckie próbowały wydostać się z tak zwanego „kotła Falaise” wobec czego II Dywizja Pancerna SS „Das Reich” pod dowództwem SSBrigadenführera Otto Bauma i IV Pułk Grenadierów Pancernych SS „Der Führer”, dowodzona przez Obersturmbannführera Otto Weidingera przypuściły zaciekły atak na wzgórze, którego bronił IX Batalion Strzelców Flandryjskich ojca Fortunata.
W czasie działań punkt opatrunkowy batalionu w którym posługiwał o. Fortunat znalazł się niespodziewanie na linii ostrzału nieprzyjacielskiego. Rano, 20 sierpnia jeden z odłamków lekko ranił o. Fortunata. Gdy go opatrywano nadjechał niemiecki czołg Pantera, a pod jego osłoną zbliżała się niemiecka piechota. Niemcy otworzyli ogień w stronę tego punktu mimo widocznego znaku czerwonego krzyża. Gdy wzmógł się ostrzał punktu opatrunkowego i kapelan został ponownie ranny, wtedy sam oburzony podniósł się i z drewnianym krzyżem w jednej i z sanitarną flagą czerwonego krzyża w drugiej ręce, ruszył w stronę pobliskich wozów sanitarnych. Uszedł zaledwie kilka metrów gdy został śmiertelnie przeszyty serią z karabinu maszynowego.
Zdarzenie to, które było dobrze widoczne na całej linii walk, tak wzburzyło polskich żołnierzy, że odtąd zaprzestali już brania jeńców i z bezwzględną walką parli do zakończenia bitwy.
Pogrzeb o. Fortunata odprawił 22 sierpnia ks. kapelan Józef Myrda. Jego ciało spoczęło na cmentarzu w Langamerie – Chambois.
Towarzysze broni po jego śmierci napisali: Nie ma chyba żołnierza w kampanii francuskiej, który by nie znał jego pracy i odwagi w boju. Jego pracę najlepiej określają słowa pośmiertnej pochwały dowódcy jednostki z 5 listopada 1944 r.: – przebywając stale na odcinku bojowym, ks. kapelan Wiktor Hupa niósł pomoc rannym żołnierzom, podnosił na duchu walczących i swoją wspaniałą postawą dawał osobisty przykład odwagi i ofiarnej pracy, za co w imieniu służby wyrażam mu podziękowanie i udzielam pochwały. Kiedy mu żołnierze zwracali uwagę by nie szedł, bo właśnie idzie nawała artylerii nieprzyjaciela, on trzymając krzyż w ręku miał tylko jedną odpowiedź – przecież tam są ranni moi żołnierze, ja tam muszę być. Rozumiał swój kapłański obowiązek. Wypełnił go aż do śmierci ofiarnej, a zawsze był prosty, cichy i pogodny. Nigdy nie wspominał o swoich wyczynach i przeżytych niebezpieczeństwach. Zawsze sam chętny do pracy, był dla innych wyrozumiały i za to wszystko bardzo przez wszystkich żołnierzy kochany. Był zawsze wzorem kapłana.
Zaledwie kilka dni po jego śmierci, 28 sierpnia, jego dowódca złożył wniosek o pośmiertne odznaczenie bohaterskiego kapelana. Tak się też niebawem stało bo już 29 września 1944 r. naczelny wódz wojsk polskich na zachodzie generał broni Kazimierz Sosnkowski przyznał mu srebrny krzyż orderu wojennego „Virtuti Militari” V klasy.
O. Fortunat Hupa żył 31 lat, z tego 7 w kapłaństwie.
Opr. o. Ezdrasz Biesok OFM na podstawie Archiwum Prowincji Wniebowziecia NMP (39-B-1/14) oraz zbiorów własnych.