Tytułowa sentencja to jeden z kilku aforyzmów zachowanych dla upamiętnienia osoby o. Rajmunda Miki. O. Rajmund, wielki kpiarz i dusza towarzystwa, zostawił po sobie wspomnienie człowieka, który swoją obecnością ubarwiał każde spotkanie braterskie, a swoim pojawieniem się od razu wytwarzał pogodną atmosferę.
Jacek Mika (w niemieckiej metryce Hyazinth Micka) urodził się 14.08.1910 r. w Kosorowicach koło Tarnowa Opolskiego jako syn Jana i Elżbiety Jaxy. Miał pięcioro rodzeństwa. Ojciec posiadał 13-hektarowe gospodarstwo i był sołtysem wsi. Kosorowice, w trakcie plebiscytu, w ogromnej większości optowały za Polską choć, jak po latach wspominał, kiedy w dzieciństwie bawił się z jednym z braci w powstańców śląskich, „strzelali” do siebie z patyków z dwóch przeciwnych „winkli” stodoły, niczym Polak i Niemiec. Koniec końców, młody Hyazinth wybrał franciszkanów z Katowic, a jego brat franciszkanów z Góry św. Anny.
Hyazinth początkowo podjął naukę w państwowym gimnazjum w Katowicach ale prawdopodobnie mieszkał wtedy na stancji w klasztorze panewnickim gdyż na szkolnych świadectwach widnieje zamiennie podpis jego taty lub prawnego opiekuna o. Ludwika Kasperczyka. Początkowo nauka szła mu dosyć kiepsko. Przy niektórych przedmiotach widnieje stopień – „dostateczny w sensie negatywnym”. W 1922 r. był już uczniem kolegium panewnickiego. Z biegiem czasu, na świadectwach pojawia się coraz więcej ocen bardzo dobrych.
Nowicjat rozpoczął 17.09.1925 r. w Wieluniu pod imieniem brat Rajmund. Jego obłóczyn dokonał o. Ludwik Kasperczyk. Profesję czasową złożył 18.09.1926 r. także w Wieluniu. Po ukończeniu studiów filozoficznych w Osiecznej został skierowany do Wronek na studia teologiczne. Profesję wieczystą złożył 31.08.1931 r. w Miejskiej Górce na ręce o. Grzegorza Moczygęby. Tego samego roku zrzekł się obywatelstwa niemieckiego i przyjął polskie. Odtąd w państwowych dokumentach figurował jako Jacek Mika.
Ze względu na wiek kanoniczny musiał przez rok czekać na święcenia. Skierowano go więc tymczasowo do Wronek na stanowisko nauczyciela w kolegium. Święcenia prezbiteratu przyjął 7.05.1933 r. w Poznaniu z rąk biskupa Walentego Dymka.
Po święceniach przebywał w Osiecznej (1933-1934), następnie w Pakości (1934-1935), i Kobylinie (1935-1936). W latach 1936-1938 pracował jako wikariusz parafialny w Panewnikach. Zachował się z tego czasu tekst i nuty piosenki ułożonej przez jednego z mieszkańców Panewnik, na pożegnanie ojca Rajmunda. Z jej treści poznajemy go jako konkretnego kaznodzieję, kompana do imprez towarzyskich, a zwłaszcza do skata. Był też niezrównanym mistrzem gry w bilarda. W latach 1938-1944 przebywał w Rybniku. Przez kilka miesięcy od lipca do października 1944 r. administrował parafią w Podlesiu, pod nieobecność chorego proboszcza. Następnie przez rok (1944-1945) był wikariuszem parafialnym w kościele św. Józefa w Chorzowie.
W latach 1945-1949 należał do klasztoru w Opolu. Przybył tam wraz z o. Korneliuszem Czechem. Sporządził sobie opaskę czerwonego krzyża na rękę i w takim kamuflażu uzyskał niezbędne pozwolenia i przeszedł wszystkie sowieckie kontrole. Oprócz pracy w dźwiganiu klasztoru z ruin i codziennej pracy duszpasterskiej, był w tym czasie ojcem duchownym elżbietanek w Niemodlinie, wszystkich domów służebniczek w okolicach Opola i franciszkanek w Dobrzeniu, a także katechetą szkół opolskich.
W 1949 r. został przełożonym i proboszczem w Chorzowie-Klimzowcu. Tę funkcje sprawował do 1959 r. W latach 1962-1963 przebywał w Wieluniu. Ktoś w 1962 r. zebrał garść prostych łacińskich sentencji o ojcu Rajmundzie, jak ta w tytule lub inne: Est mihi gaudium profundum videre p. Raymundum albo: Gaudeamus omnes corde mundo cum p. Raymundo. Widać, że nadal był postrzegany jako dusza towarzystwa, humorysta kawalarz i prześmiewca.
Od 1963 r. aż do śmierci należał do klasztoru w Rybniku. Jednakże po kapitule w 1974 r. przeniósł się do Bielska-Białej Kamienicy gdzie był kapelanem służebniczek. Zmarł 4.10.1976 r. w Pszczynie. Znalazł się tam w ten sposób, że jadąc z Bielska do Katowic aby odwiedzić znajomego kapłana w szpitalu, zasłabł w drodze. Zabrało go pogotowie ale bezskutecznie. Zmarł w tamtejszym szpitalu.
Nabożeństwo żałobne zostało odprawione w Rybniku, a następnie jego trumna została przewieziona na Górę św. Anny, gdzie został pochowany na cmentarzu zakonnym obok swojego brata o. Romana, do którego w młodości „strzelał” z patyka. O. Rajmund żył 66 lat, w zakonie 51, w kapłaństwie 43.
o. Ezdrasz Biesok OFM