Historia Zakonu naznaczona jest nie tylko wielkimi dziełami i wybitnymi zakonnikami. W ogromnej większości tworzyli ją ludzie zwykli, czasem żyjący bardzo krótko, o których niewiele można napisać, ale to właśnie oni odcisnęli na nim, nie mniej znaczące piętno samym życiem, świadectwem, wiarą i prostą świętością. O jednym z nich, o. Baltazarze Szadym jest to wspomnienie.
Antoni Szady pochodził z samych Panewnik. Jego rodzice, Baltazar i Katarzyna z domu Sowa mieszkali w przysiółku Kokociniec. Wzrastał więc niejako w cieniu klasztoru, tym bardziej, że był w nim ministrantem. Urodził się 1 czerwca 1911 r. Ze względu na młody wiek lata wojny 1914-18 zapewne spędził we względnym spokoju. Już jako 13-letni chłopiec, w 1922 r. przeprowadził się do klasztoru, którego ceglane mury od maleństwa widział z okien rodzinnego domu; został bowiem uczniem mieszczącego się w nim kolegium serafickiego. Już wtedy dał się poznać jako człowiek wielkiej dobroci. W tym czasie, a były to pierwsze lata niepodległości Polski, w gronie śląskich franciszkanów już wykuwała się myśl utworzenia odrębnej jednostki zakonu na polskim Śląsku. Ta atmosfera kształtowała także młodzieńca z Kokocińca.
Tymczasem, po ukończeniu kolegium, Antoni zdecydował się na wstąpienie do nowicjatu. O. Wilhelm Rogosz, komisarz prowincji przyjął go do Zakonu w sierpniu 1927 r. i posłał do Wielunia, gdzie miał odbyć roczny nowicjat pod imieniem zakonnym brat Baltazar. Imię to, wybrał zapewne z szacunku dla swego taty. Gwardianem klasztoru wieluńskiego był wtedy o. Grzegorz Moczygęba, a magistrem nowicjatu o. Michał Porada. Nowicjat tego roku odbywała wyjątkowo duża, jak na tamte czasy, grupa 14 nowicjuszy. Prawdopodobnie ze względu na nich, przesunięto wtedy w kościele wieluńskim nastawę ołtarzową do ściany prezbiterium, a oratorium urządzono w dawnym przedsionku chóru, gdzie jest do dzisiaj. Kronikarz klasztorny z tego czasu odnotował, że prawie cały czas upłynął nowicjuszom na skuwaniu starego tynku i pomocy w nowym tynkowaniu kościoła i klasztoru. Nowicjusze byli też świadkami kilku historycznych wydarzeń w dziejach wieluńskiego klasztoru. 25 czerwca 1928 r. przeżyli wizytę Prymasa Augusta Hlonda i Nuncjusza Apostolskiego Francesco Marmaggi, którzy odprawili przy grocie lurdzkiej uroczystą mszę św. i zaszczycili progi klasztoru. Niemniej historycznym wydarzeniem było uruchomienie w klasztorze, za sprawą jednego, znającego się na rzeczy nowicjusza, 4-lampowego radia.
Tymczasem nowicjusze 23 sierpnia 1928 r. złożyli pierwszą profesję i rozpoczęli studia seminaryjne w Osiecznej i we Wronkach. Niestety szybko okazało się, że brat Baltazar jest człowiekiem bardzo chorowitym i wydawało się, że nawet nie dożyje końca seminarium. Tenże jednak odznaczał się wielką wolą walki i uporem i konsekwentnie przezwyciężał słabości ciała. Choć z opóźnieniem, został wyświęcony na kapłana 23 września 1934 r. razem z o. Ambrożym Lubikiem we Wronkach przez biskupa Walentego Dymka.
Jako neoprezbiter został skierowany do Turz koło Ostrzeszowa, gdzie prowincja wtedy posiadała jeszcze swoją placówkę, a następnie do Miejskiej Górki i Jarocina. Z każdą chwilą jego obecność stawała się jednak coraz bardziej jedynie apostolstwem przykładu. Mimo poważnej choroby i opuszczających go sił, o. Baltazar rwał się do głoszenia kazań i do konfesjonału. Jeden z wielkopolskich proboszczów w którego parafii posługiwał, wyznał: Znałem wielu ojców, ale o. Baltazara mógłbym, po ludzku sądząc, nazwać świętym. Tak samo twierdzili wierni z Jarocina, jego ostatniej placówki. Kiedy u młodego kapłana zdiagnozowano gruźlicę, został posłany do Zakopanego na leczenie w tamtejszym szpitalu klimatycznym. Tamże, po roku bezskutecznego leczenia, zmarł 1 czerwca 1939 r. mając zaledwie 27 lat życia i 4 lata kapłaństwa. Mimo trudności, jak na owe czasy, podjęto decyzję o sprowadzeniu jego ciała do Panewnik i tu pochowano 4 czerwca 1939 r.
W przepięknym wspomnieniu pośmiertnym, jego seminaryjny towarzysz, o. Chryzostom Kurek, który z nim korespondował aż do śmierci, wyznał, że z w jego listach dopatrywał się mistycyzmu duszy pragnącej zjednoczyć się z Bogiem. Tenże współbrat po pogrzebie zanotował: A gdy zabrzmiało z ust współbraci kapłanów – In paradisum deducant te angeli – zdawało mi się, że to nie pochód pogrzebowy prowadzi umarłego o. Baltazara ale orszak anielski wprowadza go do bramy niebieskiej śpiewając – Euge serve bone,… quia super pauca fuisti fidelis… intra in gaudium Domini Tui. Pójdź sługo wierny,… ponieważ w małych rzeczach byłeś wierny,… wnijdź do radości Pana Twego.
o. Ezdrasz Biesok OFM